Ciągle
pod górę. Nie ma gdzie nadrobić czasu. Wysokie kamienne schody,
jakby tu mieszkały olbrzymy, a przecież Nepalczycy są niscy.
Wspinamy się i wspinamy i końca nie widać. Po drodze jest dużo
wodospadów, a sama trasa wiedzie przez cudowny, dżungolwaty las. Z
drzew zwisają liany i porosty, dużo tu ukwieconych na różowo
krzaków. Wyglądają jak kwitnące wiśnie. Cudnie jest, tylko
ciągle pod górę. Do Luzy docieramy dość szybko, a wydawało się,
że wleczemy się godzinami. Wioska jest piękna. Dużo kamiennych
domków z dachami pokrytymi łupkiem. Krajobraz jesienny. Czerwone
krzewy kontrastują z szarym kamieniem i brązową ziemią. Domki jak
z bajki. Pomiędzy nimi szemrzący strumyk. Siadamy przed guest
housem i znowu zaczynamy patrzeć w przestrzeń. Przed nami góra
Cholatse (6501m n.p.m.).Piękna jest, wejście na nią wymaga już
techniki. Do Lukli lecieliśmy z Francuzami, którzy planowali na nią
wejść. Obok góra Taboche. No i jak tu nie zapomnieć o trudzie
wspinaczki. Pijemy kawkę i znowu się gapimy. Widoki powalają, a to
wciąż początek. Tu jest już zimno. Wieje zimny wiatr i musimy już
ubrać puchowe bezrękawniki i rękawiczki. Jest 14:00, a jest już
ok. 5 stopni. Uciekamy do śpiworków z okna jest ten sam widok. W
jadalni pali się już w kozie, zupa sherpy na stole. Rozgrzewamy się
przed snem i do łóżek. Jutro znowu trzeba iść pod górę. Kiedy
będzie wreszcie widać ośmiotysięczniki? Czekamy na to z
utęsknieniem.
|
Za mną Thamserku (6608m n.p.m.).Wioska Kele |
|
Kamienne domki z łupkowymi dachami.Zaczarowana wioska w czarownej Luzie |
|
Cholatse (6335m n.p.m.) ładna góra, ale żeby na nią wejść trzeba już techniki |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz