W
nocy mróz. Okna mamy zamarznięte od wewnątrz. Para leci z ust. Nie
chce się wychodzić ze śpiwora. Ubieramy się już we wszystko co
mamy. Totalna cebulka. Dzisiaj miniemy 2 jeziorka zanim dotrzemy do
tego właściwego. Jeziora Dudh Pokhari nad którym leży wioska
Gokyo. Znowu pod górę. Jest bardzo zimno. Słońce świeci, ale
jest tak duży wiatr, że nie można się ogrzać jego promieniami.
Trekking przez to jest ciężki. Zaczyna się kamienista droga i
ciągle jakiś kamień usuwa się z pod nóg. Złapanie równowagi
zabiera dużo sił. Jesteśmy już wysoko, tlenu jest mniej i ciężko
się oddycha. Pierwsze maleńkie jeziorko Langpongo jest jak
klejnocik pośród otaczających je szarych kamieni. Jego turkusowe
wody migocą w słońcu. Jest tak zimno, że nie zostajemy tu długo.
Spotkany po drodze Czech, mówił, że tu się zagrzejemy, że jest
tu bardzo ciepło. Tymczasem marzniemy i chcemy jak najszybciej dojść
do Gokyo. Zatrzymujemy się jednak przy drugim jeziorze, Taboche Tso.
Jest większe niż pierwsze i jeszcze bardziej turkusowe. Tysiące
małych kamiennych czorteników, ustawionych przez przechodzących
tędy wędrowców dodaje jeszcze temu miejscu uroku i magii. Czarowne
miejsce urzeka swoją urodą. Musimy iść dalej, ale przed nami
kolejne jezioro i Gokyo, miejsce gdzie ujrzymy nasze wymarzone góry.
Dojście
do Gokyo nie zajmuje wiele czasu. Szybko znajdujemy lokum, jak się
okaże później, niezbyt dla nas przyjazne, ale o tym potem. Teraz
Cho Oyu jest jeszcze bliżej i jeszcze piękniejsze. Przyglądamy się
też na górę Gokyo Ri (5360m n.p.m.), jutro mamy na nią wejść.
Wygląda na trochę stromą. Wejście na nią zajmuje podobno trzy
godziny, ale przy naszym naprawdę dobrym tempie, powinno się udać
w dwie. To jutro. Dzisiaj będziemy już tylko odpoczywać. Jeszcze
tylko musimy zobaczyć jak wygląda moja zmora, lodowiec Ngozumba.
Wystarczy wejść na wielki nasyp otaczający lodowiec i przed
naszymi oczami ukazuje się wielka żwirowa piaskownica. Kilkanaście
lodowcowych jeziorek na środku jest zamarzniętych, widać dużo
szczelin i miejscami niebieski lód. Jak to cholera przejść?
Obserwujemy ścieżkę na lodowcu i tragarzy, którzy niosą paczki
na drugą stronę. Wydaje się, że nie będzie tak trudno jak
myśleliśmy. To dopiero za 2 dni. Robi się coraz zimniej i zaczyna
padać śnieg. Niedobrze. Jak napada za dużo cały nasz plan bierze
w łeb. Będziemy musieli się cofnąć i iść inną drogą.
Przejście przez przełęcz Cho La przy dużej ilości śniegu jest
niemożliwe. Niestety na naturę nie ma rady, musimy poczekać do
jutra. Może nie napada aż tyle, żeby lepić bałwana. Ziąb
wygania nas do śpiworów. Ostatnie spojrzenie na jezioro Dudh
Pokhari i do spania. O myciu nie ma mowy. Łazienki są na zewnątrz
i za żadne skarby nie zmusimy się do zetknięcia z lodowatą wodą.
W „opakowaniu” kładziemy się do łóżek. Oby tylko przestało
sypać.
|
Cholatse i Taboche |
|
W drodze do Gokyo.Turkusowe wody jeziora Taboche Tso. W tle Cho Oyu (8201m n.p.m.) |
|
Wchodzimy do Gokyo, jesteśmy już na wysokości 4790m n.p.m., za mną Cho Oyu |
|
Bażant himalajski.Takiego na wolności można zobaczyć tylko na wysokości ok. 5 tysięcy m n.p.m. |
|
lodowiec Ngozumba, moja największa zmora |
|
jezioro Dudh Pokhari |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz