czwartek, 27 sierpnia 2015

Dzień VII – 24 Października 2012 – Trasa Machermo - Gokyo (4790m n.p.m.)

W nocy mróz. Okna mamy zamarznięte od wewnątrz. Para leci z ust. Nie chce się wychodzić ze śpiwora. Ubieramy się już we wszystko co mamy. Totalna cebulka. Dzisiaj miniemy 2 jeziorka zanim dotrzemy do tego właściwego. Jeziora Dudh Pokhari nad którym leży wioska Gokyo. Znowu pod górę. Jest bardzo zimno. Słońce świeci, ale jest tak duży wiatr, że nie można się ogrzać jego promieniami. Trekking przez to jest ciężki. Zaczyna się kamienista droga i ciągle jakiś kamień usuwa się z pod nóg. Złapanie równowagi zabiera dużo sił. Jesteśmy już wysoko, tlenu jest mniej i ciężko się oddycha. Pierwsze maleńkie jeziorko Langpongo jest jak klejnocik pośród otaczających je szarych kamieni. Jego turkusowe wody migocą w słońcu. Jest tak zimno, że nie zostajemy tu długo. Spotkany po drodze Czech, mówił, że tu się zagrzejemy, że jest tu bardzo ciepło. Tymczasem marzniemy i chcemy jak najszybciej dojść do Gokyo. Zatrzymujemy się jednak przy drugim jeziorze, Taboche Tso. Jest większe niż pierwsze i jeszcze bardziej turkusowe. Tysiące małych kamiennych czorteników, ustawionych przez przechodzących tędy wędrowców dodaje jeszcze temu miejscu uroku i magii. Czarowne miejsce urzeka swoją urodą. Musimy iść dalej, ale przed nami kolejne jezioro i Gokyo, miejsce gdzie ujrzymy nasze wymarzone góry.
Dojście do Gokyo nie zajmuje wiele czasu. Szybko znajdujemy lokum, jak się okaże później, niezbyt dla nas przyjazne, ale o tym potem. Teraz Cho Oyu jest jeszcze bliżej i jeszcze piękniejsze. Przyglądamy się też na górę Gokyo Ri (5360m n.p.m.), jutro mamy na nią wejść. Wygląda na trochę stromą. Wejście na nią zajmuje podobno trzy godziny, ale przy naszym naprawdę dobrym tempie, powinno się udać w dwie. To jutro. Dzisiaj będziemy już tylko odpoczywać. Jeszcze tylko musimy zobaczyć jak wygląda moja zmora, lodowiec Ngozumba. Wystarczy wejść na wielki nasyp otaczający lodowiec i przed naszymi oczami ukazuje się wielka żwirowa piaskownica. Kilkanaście lodowcowych jeziorek na środku jest zamarzniętych, widać dużo szczelin i miejscami niebieski lód. Jak to cholera przejść? Obserwujemy ścieżkę na lodowcu i tragarzy, którzy niosą paczki na drugą stronę. Wydaje się, że nie będzie tak trudno jak myśleliśmy. To dopiero za 2 dni. Robi się coraz zimniej i zaczyna padać śnieg. Niedobrze. Jak napada za dużo cały nasz plan bierze w łeb. Będziemy musieli się cofnąć i iść inną drogą. Przejście przez przełęcz Cho La przy dużej ilości śniegu jest niemożliwe. Niestety na naturę nie ma rady, musimy poczekać do jutra. Może nie napada aż tyle, żeby lepić bałwana. Ziąb wygania nas do śpiworów. Ostatnie spojrzenie na jezioro Dudh Pokhari i do spania. O myciu nie ma mowy. Łazienki są na zewnątrz i za żadne skarby nie zmusimy się do zetknięcia z lodowatą wodą. W „opakowaniu” kładziemy się do łóżek. Oby tylko przestało sypać.

Cholatse i Taboche


W drodze do Gokyo.Turkusowe wody jeziora Taboche Tso. W tle Cho Oyu (8201m n.p.m.)

Wchodzimy do Gokyo, jesteśmy już na wysokości 4790m n.p.m., za mną Cho Oyu

Bażant himalajski.Takiego na wolności można zobaczyć tylko na wysokości ok. 5 tysięcy m n.p.m.




lodowiec Ngozumba, moja największa zmora


jezioro Dudh Pokhari

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz