wtorek, 25 sierpnia 2015

Na spotkanie z Everestem

Dzień I -18 października 2012 - Lot Kathmandu - Lukla (2840 m n.p.m.)
Startujemy, ale zanim... Dzień przed wyprawą w Himalaje wielkie pakowanie i wielkie napięcie. Musimy dolecieć z Kathmandu do Lukli, gdzie zaczniemy nasz wysokogórski trekking. Napięcie jest duże, bo tydzień wcześniej rozbił się samolot lecący do Lukli z 19 osobami na pokładzie. Wszyscy, niestety, zginęli. My mamy lecieć identycznym samolotem, a właściwie awionetką, a w tym roku rozbiło się już takich pięć. Sławne lotnisko w Lukli należy do 10 najniebezpieczniejszych lotnisk na świecie, co dodatkowo powoduje ogromy stres. Stres zostaje rozładowany na lotnisku krajowym, gdzie panuje zaj... bałagan. Lot mamy mieć o 9:30. Na miejscu okazuje się, że mają nas na liście na 10:30. Po małej awanturze, pan przerzuca nas na lot o 8:30 i już nas informuje, że ten lot jest odwołany i odlecimy o 9:00-J. To Nepal, tu to normalka. O dziwo, o 9:00 wywołują nas do odprawy. Wsiadamy do autobusu i jedziemy na płytę lotniska. Miła Pani w autobusie informuje nas, że musimy poczekać, bo nasz samolot jeszcze nie przyleciał-J. Nasza grupa szaleńców czeka więc dzielnie na płycie lotniska. Samolot przylatuje po 20 minutach i zapraszają nas do środka. Trzeba jeszcze tylko zatankować, zapakować nasze bagaże i można lecieć. Piloci czytają gazetkę, w awionetce kokpit nie jest zamykany i siedzimy po prostu za pilotami. Miła stewardesa umila nam czas opowiadając jak długo lata tą linią, jakie kraje odwiedziła i jak długo potrwa lot. Ok. 10:00 startujemy. Po osiągnięciu pułapu przelotowego naszym oczom ukazują się Himalaje. Widoki cudne. Najwyższe góry świata otulone miękkimi chmurkami. Zachwycamy się do momentu, gdy nagle naszym samolocikiem zaczyna trząść i bujać na wszystkie strony. Na komputerze pilota pojawia się komunikat "terrain ahead", łapię się siedzenia, jakby to coś miało zmienić. To instynktowne balansowanie ciałem, teraz wydaje się jak najbardziej na miejscu, po wylądowaniu, śmiejemy się z tego. Pilot spokojnie wyłącza komputer, tu nie zwraca się uwagi na takie komunikaty. Lądujemy na lotnisku zakończonym wielką górą, wiadomo, że "terrein ahead". 500 metrów pasa lotniska wydaje się strasznie krótkie z tej wysokości. Wszyscy wlepiają gały w przednią szybę i prawie lądują razem z pilotem. Na kilka chwil przed przyziemieniem wysuwamy podwozie i dotykamy ziemi. Jeszcze tylko gwałtowne hamowanie, ostry skręt w prawo (lotnisko jest na górce, samolot musi skręcić, aby się zatrzymać, inaczej stoczyłby się w dół) i jesteśmy na lądzie. Udało się. Rześkie powietrze wita nas w Lukli na wysokości 2840 m n.p.m. Z tego miejsca zaczniemy nasz trekking "Na spotkanie z Everestem". Ruszamy na górską przygodę. Czekaliśmy na to 10 miesięcy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz