piątek, 28 sierpnia 2015

Dzień XI – 28 Października 2012 – Trasa Dragnang – Dzongla (4830m n.p.m.) via przełęcz Cho La

Wstajemy o 5:30 rano. Jest jeszcze ciemno i bardzo, bardzo zimno, ok. minus 15 stopni. Śnieg już nie pada, ale przymarzł przez noc i jest ślisko. Pakujemy plecaki i pijemy herbatę w oczekiwaniu na świt. O 6:40 wyruszamy na podbój przełęczy Cho La. Początek jest trudny. Nogi nam się zastały, czy co? Oczywiście idziemy pod górę i tak już będzie do samej przełęczy z jednym tylko krótkim odcinkiem prostej. Palce dłoni i nóg strasznie mi marzną. Cały czas nimi poruszam, ale niewiele to zmienia. Do tego ciągle leje mi się woda z nosa. Muszę zdejmować rękawiczki i smarkać do chusteczki. Metody na tzw. hindka (smarkanie na ziemię, bez użycia chusteczki), nie opanowałam do tej pory i chyba już nie opanuję. Misiek radzi sobie z tym doskonale. Idziemy ok. 2 godzin. Słońce powolutku wychodzi zza gór. Widzę już pierwsze większe wzniesienie, a na jego szczycie postawiony maszt z flagą modlitewną. Misiek stoi obok. Takie maszty często stawia się na przełęczach, ale to nie może być Cho La, za łatwo by było, miało być stromo, a jeszcze nie było. Palce dłoni mam tak zmarznięte, że aż bolą. Ogrzewam je w ustach, to najlepsza metoda. Daniel konwersuje ze spotkanym nepalskim przewodnikiem o wyższości butelki nad bukłakiem na wodę. Jemu w rurce zamarzła podczas drogi woda i nie może się napić. Przewodnik mówi, że butelka jest lepsza. Triumfalnie wyjmuje ją z swojego plecaka i…jemu też zamarzła woda. Dostajemy ataku śmiechu. Przy tym mrozie, żadna metoda przechowywania wody się nie sprawdziła.
Dookoła nas dużo gór i każda może mieć potencjalną przełęcz. Pytam tragarza, gdzie jest Cho La. On składa dłonie w kołyskę i wskazuje kierunek. Jęk i słówko na k…wydobywa się z moich ust. Łatwo nie będzie. Trudno trzeba iść pod tę górę. Ruszamy dziarsko, jest trochę z górki i trochę prostej. Krótko to trwa. Wchodzimy na pole wielkich głazów i rozpoczynamy właściwe podejście. Kamienie są oblodzone i śliskie. Balansujemy ciałem i przeskakujemy z kamienia na kamień. A potem zaczyna się rzeźnia. Stromo, dużo piachu, po którym zjeżdżają nogi i wielkie śliskie kamienie. Kijki bardzo pomagają, ale plecaki trochę ciągną w dół. Trzeba dobrze stawiać stopy i pochylać się do przodu. Czasem trzeba po prostu iść na czworakach. Plecaki ciążą i przeszkadzają w tej wspinaczce. Idziemy tak około godziny i wreszcie jesteśmy na szczycie przełęczy. Naszym oczom ukazuje się piękne pole lodowca. Już nie szara piaskownica tylko nieskazitelnie biała, gładka przestrzeń. Weszliśmy do krainy Królowej Śniegu. Widok jest zachwycający. Zawieszamy chorągiewki modlitewne na topie i zjadamy po batonie. Woda w mojej butelce też zamarzła, więc pić nie ma co. Mimo, że jest już słońce, nadal jest zimno. Mocno wieje, co potęguje odczuwalność niskiej temperatury. 50 metrów poniżej Cho La jest już nam gorąco. Jesteśmy w dolinie otoczonej górami. Siadamy na kamieniu żeby popatrzeć na przepiękne lodowe ornamenty na lodowcu. Arcydzieła natury, dosłownie. Sesja zdjęciowa, nas na lodowcu i samego lodowca trwa dość długo. Trzeba się wreszcie ruszyć, do wioski Dzongla zostało nam jeszcze kawał drogi. Przez około 500 metrów szlak prowadzi przez lodowiec. Idziemy jego prawą stroną, tak jak zaleca „mistrz” na naszej mapie. Chociaż raz coś na tej mapie się zgadza. Całą tą drogę jest tzw. slippery path, co oznacza po prostu lód ukryty pod śniegiem. Trzeba uważać, bo można niespodziewanie wywinąć niezłego orła na ścieżce. Drobimy kroczki, niczym japońska Gejsza. Kijki znowu bardzo pomagają w utrzymaniu równowagi. Po 15 minutach znowu wchodzimy na skały. Naszym oczom ukazuje się cudowna panorama Himalajów. Zapiera dech w piersiach. Mamy przed sobą jeden z najpiękniejszych widoków na świecie. Nie możemy zostać tu zbyt długo, znowu ruszamy w dół. Osobiście cieszę się, że przez Cho La wchodziliśmy od strony Gokyo, a nie odwrotnie. Zejście jest trudne i musimy się niemal zsuwać z wielkich 1,5 metrowych kamieni. Nie wyobrażam sobie pokonywania tego przy podchodzeniu od tej strony. Ogromnych głazów jest dużo i to schodzenie zaczyna lekko irytować. Trwa to ok. godziny. Zmęczenie daje się we znaki, a wioski Dzongla nadal nie widać. Wędrówka ciągnie się jak krówka-mordoklejka. Jakby ta droga była z gumy. Do tego szlak prowadzi po małych kamykach nazwanych przez nas fiki-miki. Co chwila przekręcają się pod nogami i trzeba wciąż walczyć o zachowanie równowagi. Potykamy się też ciągle o jakiś inny wystający kamyk. Nogi nie chcą podnosić się tak wysoko, powłóczymy już trochę nimi po ziemi. I wreszcie jest Dzongla. Po 7 godzinach ciężkiej harówki docieramy na miejsce. Padamy z nóg. Niestety nie mają nigdzie wolnych pokoi. Wszystkie zarezerwowały grupy turystyczne. N szczęście mają ostatnie dwa miejsca w dormitorium, które będziemy dzielić z 10 osobami. Ok. Bierzemy. Nie dalibyśmy rady iść jeszcze 3-4 godziny do kolejnej wioski. Boimy się zdjąć buty, nasze skarpetki śmierdzą. Są jak natychmiastowo stawiające na nogi, sole trzeźwiące. Co tam, pewnie tu każdy ma takie skarpetki. Oczywiście na mycie nie mamy siły, z resztą raczej nikt po tej trasie na to nie ma siły. Każdy kładzie się do śpiworów w „opakowaniu”. Materace są blisko siebie, przynajmniej będzie nam cieplej. Wieczór znowu przyniósł ochłodzenie i wróciło minus 15 stopni. Para leci z ust, a Rosjanka obok mówi do wszystkich: Jesteśmy tu przecież na wakacjach, wszystko to dla naszej przyjemności. Cała zmęczona, śmierdząca i zmarznięta dziesiątka trekkersów wybucha śmiechem. Jeszcze nie raz będziemy to wspominać, gdy będzie ciężko. Idioci męczący się w górach na własne życzenie, a moglibyśmy leżeć na tajskiej plaży i pluskać się w błękitnym morzu. Człowiek to jednak wariat.

Ta część trasy do Cho La poszła w miarę gładko

Cho La jest mniej więcej tam gdzie pośrodku widać czubeczek śnieżnej góry

To plecak na plecy i pod górę

Czy to pole lodowe nie jest piękne?

Na polu lodowym


Cudny ten lodowiec

Spękany lodowiec, wszędzie kryją się niebezpieczne szczeliny

Trekkerskie pogaduszki-:)

Udało się, radosna zdobywczyni Cho La-:)

Przekrój lodowca

Open Space, najpiękniejszy widok panoramy Himalajów, w środku niezwykła Ama Dablam

Ama Dablam - Pani z perłowym naszyjnikiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz