Kilka
dni temu szliśmy w procesji niosącej święte księgi – sutry* i gdy przyszliśmy
kolejnego dnia do klasztoru buddyjskiego Sanga Ćoling, zobaczyliśmy, że na
lektyce miejscowi niosą pięknie ustrojoną skrzyneczkę. Pomyśleliśmy, że to też
jest procesja, tylko nie z księgami, a np. z figurką Buddy. Spytaliśmy mnicha
czy to podobna uroczystość do tej z przed kilku dni. Mnich wyjaśnił nam, że to
jest procesja niosąca zmarłego w kwietniu mnicha z ich klasztoru do miejsca,
gdzie ma być skremowany. Zaczęliśmy omawiać z nim szczegóły ceremonii, pytać o
to co widzieliśmy, a gdy On się zorientował, że wiemy o co chodzi, powiedział,
że jeśli chcemy to możemy iść na miejsce kremacji i wziąć udział w ceremonii. To
dla nas wielki honor, że pozwolono nam na uczestniczenie w tak „delikatnej”
uroczystości.
Wróćmy
do poranka, gdy przyszliśmy do klasztoru Sanga Ćoling.
To jeden z najstarszych
klasztorów w Sikkimie, założony przez lamę Lhatsuna Czenpo i należy do Ningma,
jednej z czterech szkół buddyjskich. Gompa została piękne odnowiona po pożarze,
na szczęście udało się uratować wielowiekowe figurki Bodistatów, wykonane z
gliny.
Na ścianach głównej Świątyni możemy oglądać przepiękne malowidła
związane z mitologią buddyjską. Guru Rinpocze, Bodisatwowie, Mahakala czy Czterech
Przyjaciół**. Kunszt i dokładność wykonania malowideł zachwyca.
Oglądamy z
radością i studiujemy poszczególne obrazy. Z piętra Świątyni słychać dźwięk
bębna i cymbałów. Wchodzimy na górę i w malutkiej Świątynce, mnich odprawia
pudżę - w tym przypadku, modlitwę dla Mahakali.
Siadamy
obok i zatapiamy się w medytacji. Dźwięk wypowiadanej przez mnicha mantry,
towarzyszące temu dźwięki rytmicznie uderzanego bębna i cymbałów, koją i
pozwalają na wyciszenie.
Po
modlitwie schodzimy na dziedziniec Świątyni. Mnisi ustawiają się w rzędzie
przed klasztorną bramą. W rękach trzymają khaty – szale „błogosławiące”,
zakładane na szyję bądź na m.in.figury Buddy czy trony wielkich lamów.
Niektórzy trzymają w rękach trombity, inni cymbały.
Zanosi się na jakąś
uroczystość. W oddali słychać dźwięki bębnów i dzwonków. Przez bramę przechodzi
procesja, kilku mężczyzn niesie na lektyce kolorowe pudełko.
Ustawiają lektykę
przez drzwiami Świątyni i odchodzą kilka metrów. Do skrzyneczki podchodzi mnich
i odmawia modlitwę.
Potem grupa niosąca, zabiera lektykę i kieruje się na tyły
Klasztoru.
Za nimi rusza procesja przybyłych ludzi. My podchodzimy do jednego z
mnichów i pytamy o co chodzi w tym pochodzie. Mnich wyjaśnia nam, że w
skrzyneczce jest ciało mnicha z tego klasztoru. Odszedł niedawno w wieku ok. 86
lat, a ludzie z pochodu to rodzina i społeczność z jego wioski, oddalonej o 5
km od Sanga Ćoling. Po otrzymaniu zgody na uczestniczenie w kremacji mnicha
idziemy na wskazane miejsce. Kilku mężczyzn układa stos kremacyjny.
W pobliżu w
malutkim pomieszczeniu modlą się mnisi. Recytują mantry przy akompaniamencie
bębnów, cymbałów i dzwonków.
Tuż obok w wielkim garnku topione jest masło ghi.
Potem płyn zostanie użyty do polewania stosu, by podnieść temperaturę. Stos
jest już gotowy. Układanie go trwało ok. godziny. Na nim zostaje ułożona
skrzyneczka z ciałem. Jeden z mnichów obchodzi stos trzy razy i kropi go świętą
wodą.
Potem kilku mężczyzn podpala stos. Podczas całej ceremonii mnisi modlą
się i grają na instrumentach.
Ten, który święcił stos, co kilka minut podchodzi
do głównego mnicha, który podaje mu na talerz czasem gałązki, czasem
mąkę-tsampę, czasem ryż, a ten wrzuca je kolejno na stos.
Ogień
płonie coraz mocniej podsycany dolewanym roztopionym masłem. Stos
jest tak ułożony, aby tworzył coś w rodzaju komina. 2 godziny
później ciało spopiela się.
Zaczyna
grzmieć, zrywa się wiatr, deszcz zaczyna kropić. Żałobnicy rozchodzą się. My
razem z nimi. Możemy domyślić się, że prochy zostaną zebrane do misy, którą tam
widzieliśmy i po wymieszaniu z tsampą, zostanie z nich utworzona figurka tzw.
tsa tsa(czyt.caca), którą mnisi położą na czortenie lub włożą do środka stupy
co jest najbardziej popularną praktyką.
To
był dla nas wielki honor, że mogliśmy uczestniczyć w takiej ceremonii. Ze
względu na szacunek dla zmarłego mnicha nie pokażemy płonącego stosu.
Opisaliśmy
ceremonię tak jak ją widzieliśmy, w powyższym tekście nie zagłębiamy się w
szczegóły kremacji, nie tłumaczymy poszczególnych rytuałów.
Chcemy
też zaznaczyć, że od prowadzącego ceremonię Lamy otrzymaliśmy zgodę na robienie
zdjęć.
Ważne
jest, aby zaznaczyć, że tutaj taka ceremonia to nie jest smutne wydarzenie.
Oczywiście dla rodziny i dla blisko związanych ze zmarłym mnichem ludzi tak,
ale generalnie to moment przejścia. Odejście świadomości do kolejnego życia, a
może nawet wyjście z koła życia i śmierci. Reinkarnacja, bardo, nirwana.
**o
Czterech Przyjaciołach możecie przeczytać tutaj:
http://miskiadventureteam.blogspot.in/2015/07/bajka-o-czterech-przyjacioach.html
Super relacja i zdjęcia! Gratulujemy (Rafa Ello, Justyna Lach) uczestnictwa w ceremonii. Doskonale rozumiemy wasz szacunek dla zmarłego i ogólnie całego rytuału kremacji. Swojego czasu byliśmy również gośćmi/świadkami kremacji krewnego naszej znajomej w Varanasi. Na prośbę rodziny nie robiliśmy żadnych zdjęć, ani też później nie publikowaliśmy opisów czy reportaży. Zresztą prośba ta nie była potrzebna. I tak zachowalibyśmy wszystko tylko dla siebie. Głębokie, ale i ciekawe przeżycie... Pozdrawiamy serdecznie, szacuneczek :)
OdpowiedzUsuńDoskonale Kochani to ujęliście głębokie i ciekawe przyeżycie. Skłania do myślenia i zadumy.
UsuńWspaniale, że z nami jesteście, komentujecie i opowiadacie swoje doświadczenia. Cieszymy się, że mogliśmy Was poznać, na razie przez internet, ale może kiedyś uda nam się to zmienić i spotkać na żywo-:) byłoby super-:) Buziaczki dla Was <3
ps Kapitalne są te mitologiczne malowidła. Widzieć je na żywo, oj! Super!
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo się cieszymy, że dane nam jest uczestniczyć w różnych ceremoniach, szczególnie tych związanych z buddyzmem tybetańskim. Wiele takich zaproszeń dostaliśmy ze względu na posiadaną na dany temat wiedzę, podczas wspólnych rozmów z innymi uczestnikami, szybko orientują się, że wiemy o co chodzi i wtedy nas zapraszają. Dlatego ciągle czytamy i czytamy, aby wiedzieć więcej, by może w przyszłości więcej zobaczyć.
Usuń