Nako
mała wioska w dolinie Kinnaur. Czasem moja Mama mawia, że jeździmy
z Danielem na koniec świata. Teraz mogę się z Nią zgodzić, tu
jest koniec świata. Przyjechaliśmy tu z Leh czterema lokalnymi
autobusami, a cała podróż łącznie zajmuje 40 godzin. Nie da się
tej trasy pokonać jednym ciągiem. Po drodze nocujemy w Kejlongu,
Kazie i Tabo. O „autostradzie” Leh-Manali, przewodniki piszą, że
to najniebezpieczniejsza droga na świecie. Kilka razy jechaliśmy
drogą do Manali. Teraz jechaliśmy do Nako. Droga do Manali to
łatwizna, w porównaniu z drogą do Nako. Jest monsun. Padające
deszcze rozmywają drogi i właściwie autobus jedzie długi czas
rzeką. Dodam, że jedziemy nad stumetrową przepaścią drogą z
tysiącami zakrętów. Autobus kiwa się niebezpiecznie na boki,
czasem koła się ślizgają, a opony naszego wehikułu czasu są
łysiuteńkie. Groza. Cud, że ten pojazd jeździ i że nie rozpada
się na pokrytej kamieniami, błotnistej, szutrowej drodze. O
asfalcie tu jeszcze nie słyszeli. Trzęsie niemiłosiernie, a nasz
kierowca śpiewa piosenki i konwersuje z tubylcami. Nie rozpraszaj
się, proszę w duchu. Skup się i dowieź nas na miejsce.
Dramatyczna trasa potrafi zszarpać nerwy. Całą drogę boję się,
że spadniemy w przepaść, a Misio śpi bez problemu. Wiem, że
czeka nas nagroda i po co tłuczemy się tyle kilometrów przez góry.
Wiem gdzie zamierzamy się wybrać z wioski Nako i ta wiedza dodaje
sił, by wytrwać.
Po
przyjeździe musimy zregenerować organizmy. Mówiąc wprost, tyłki
nas bolą. Odpoczywamy jeden dzień i rozpoczynamy rozpoznanie
terenu.
|
Malownicze Nako, największa wioska w Dolinie Kinnaur. Tylko 5 km od granic Tybetu |
Wioska
Nako jest prześliczna. Właśnie trwają zbiory. Na jeszcze
zielonych tarasowych polach pracują mieszkańcy wioski. Większość
ubrana jest w tradycyjne kinnaurskie stroje. Zielone aksamitne kurty
i okrągłe czapeczki (tzw. topi) w tym samy kolorze, przystrojone
kwiatami.
|
Mieszkanka Nako w tradycyjnym nakryciu głowy tzw.topi, w naszyjniku z korali
i turkusów. Każdy mieszkaniec takie nosi.
Mężczyźni tylko kilka korali i turkusów, kobiety okazałe kamienie |
Zbierają fasolkę i zboże. Przygotowują się do zimy.
Koniec lata zbliża się nieubłaganie, gdy spadnie śnieg, wioska
odcięta jest od świata przez kilka miesięcy. Na dachach małych
domów zbudowanych z płyty łupkowej suszy się drewno i słoma.
Pośród malowniczych domków, w wąskich uliczkach odkrywamy
tysiącletnie kapliczki buddyjskie. Na ścianach malowidła z przed
setek lat, niestety mocno nadszarpnięte zębem czasu. Figurki Buddów
i Bodisattwów spoglądają na nas z półmroku. Strużka dymu unosi
się z zapalonych przez nas kadzideł. Oliwna lampka tli się w
mroku. Magia. Jeszcze nie wiemy co odkryjemy później. Spacerujemy
po Nako pomiędzy kamiennymi murkami mani, zapełnionymi mantrami
buddyjskimi. Małe stupy na tle wiejskich domków tworzą bajkową
scenerię. Tak wyobrażamy sobie, że było w Tybecie setki lat temu.
|
Magiczne uliczki Nako.Tak mógł wyglądać Tybet setki lat temu |
|
Skórzany młynek modlitewny, obecnie bardzo rzadko spotykany. Ten jest naprawdę stary |
|
Uliczka w Nako. Na pierwszym planie stupa zbudowana z kamieni mani. |
|
W czarodziejskich uliczkach |
|
Tysiącletnia Świątynia |
|
Wnętrze jednej z tajemniczych Świątynek |
|
Fragment młynka modlitewnego.Na bogato malowanej w tradycyjne tybetańskie ornamenty skórze mantra-modlitwa |
|
Fragment tysiącletniego malowidła ściennego.Tu Namgyalma, tybetańska Bogini długiego życia. |
|
Chałupki w Nako. Większość wykonana jest z kamienia i płyty łupkowej.Na dachach suszy się opał na zimę.
Śniegi odcinają wioskę na kilka miesięcy od świata, mieszkańcy muszą się dobrze przygotować na tę porę roku |
|
Wnętrze jednej z tajemniczych Świątynek |
|
Mieszkanka Nako |
Na
drugi dzień wybieramy się na trekking w góry. Idziemy kilka godzin
pod górę podziwiając widoki.
|
W drodze na trekking, w dolinie wioska Nako |
Daniel decyduje, że podejdzie
jeszcze sto metrów wyżej, mi już się nie chce. Czekam sobie na
kamieniu i zaciekawia mnie mała kamienna budowla. Wejście zakryte
jest spróchniałymi deskami. Zaglądam do środka. To co widzę jest
dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Takiego widoku zupełnie się nie
spodziewałam. Tu, na zwykłym spacerze w górach, gdzie mieliśmy
podziwiać tylko przyrodę, znajduję coś, co przechodzi całkowicie
moje oczekiwania. To jest jak znalezienie skrzyni wypełnionej
złotem. Zaczekam na Daniela, musimy wejść tam razem. Naszym oczom
ukazuje się niesamowita buddyjska Świątynia. Światło wpada przez
niewielkie świetliki, ale i tak jest ciemno. Oczy muszą
przyzwyczaić się do ciemności. Teraz widzimy tylko zarysy, jedynie
kontury niewielkich postaci. Zapalamy nasze latarki (czołówki). To
jest jak olśnienie. Dziesiątki figurek Buddów m.in.
Avalokiteśwary, Guru Rinpocze i Majtreji, pokryte grubą warstwą
kurzu, tysiącletnie malowidła na materiale (tzw. thangka), wiszące
na podporach maski Mahakali i mebelki pomalowane na kolorowo w
tradycyjne tybetańskie wzory.
|
Wnętrze Świątyni. Zobaczenie tego miejsca było jak objawienie. Niesamowite przeżycie. |
|
Maska używana w ceremonialnych tańcach |
|
Thanka, malowidło na materiale.Magiczne oglądać coś tak starego |
Stoimy w tej grocie jak zaczarowani.
Odkryliśmy skarby o jakich tylko moglibyśmy pomarzyć. Zobaczenie
tego to wielki dar i tak to traktujemy. Dzień wcześniej przyśnił
się Danielowi Dalajlama, jak daje nam błogosławieństwo. Znowu
magia. Uważamy, żeby niczego nie dotknąć, boimy się, że coś
mogłoby się rozpaść. Te przedmioty mają po tysiąc lat!!!*
Dosłownie na widok tego osłupieliśmy i patrzymy na te cuda z
bijącym sercem. Niezwykłe miejsce i niezwykła atmosfera. Spędzamy
tu dłuższy czas. Dokumentujemy wszystko aparatem i wracamy do
wioski. Idziemy jak zahipnotyzowani. Zostawiamy to miejsce okryte
tajemnicą. Niech pozostanie też naszym sekretem.
Po
powrocie do Nako, przeprowadzamy wywiad z mieszkańcami. Chcemy
dowiedzieć się o nasz główny cel podróży tutaj. Wiemy, że tędy
przebiegał trakt Hindustan-Tybet. Przejście tym szlakiem do granic
Tybetu to właśnie nasz cel.
Siadamy
na murku w wiosce, można powiedzieć sercu Nako. Ludzie chętnie się
przysiadają i wypytują standardowo o imiona, nazwę naszego kraju i
gdzie jedziemy dalej. Mało turystów tu przyjeżdża, jeszcze mniej
zostaje tu na więcej niż jedną noc. Delikatnie zaczynamy wypytywać
o drogę do Tybetu. Śmieją się, że musimy mieć chiński
paszport, ale wskazują kierunek.
|
Trekking starym szlakiem Hindustan-Tybet.W oddali wioska Nako |
Na
drugi dzień ruszamy w góry. Do granicy jest niedaleko, tylko 3-4
kilometry. To nie będzie długa droga. Kiedyś przy wyjściu i
wejściu do wioski stawiano kamienne bramy. Tu jest nie inaczej.
|
Tradycyjna brama na szlaku do granicy Tybetu |
Znajdujemy na ścieżce kamienną bramę, na górze której (na
suficie) jest mandala namalowana na materiale i przyklejona do desek.
Wygląda na bardzo starą.
|
Mandala na suficie bramy.W drodze do tzw.zielonej granicy Tybetu. Idziemy tam nielegalnie |
Już wiemy, że idziemy w dobrym kierunku.
Pogodę mamy piękną. Patrzymy na słońce i…magia po raz trzeci.
|
Niezwykła tęcza prowadzi nas do granicy Tybetu |
Wokół słońca widzimy tęczowe koło. Blask promieni trochę
oślepia, ale wyraźnie widać okrąg i poszczególne kolory tęczy.
Naukowo nazywa się to zjawisko - efektem halo i występuje bardzo
rzadko. W buddyzmie tybetańskim to bardzo pomyślny znak.
Tybetańczycy tęczę postrzegają jako dobry omen. Pojawiająca się
tęcza traktowana jest jako błogosławieństwo i często oznacza
wielkie wydarzenia, które nastąpiły lub nastąpią. Zwykle trwa
krótko, z nami tęcza idzie pod górę przez kilka godzin. Jakby
chciała nam wskazać właściwy kierunek i otoczyć opieką. Co
jakiś czas zatrzymujemy się i sprawdzamy, tęcza ciągle jest z
nami.
|
Dla nas to był bardzo dobry znak. Udało się, dotarliśmy do granicy bezpiecznie i zobaczyliśmy góry w Tybecie |
Zbaczamy ze szlaku. Odbijamy w górę i kierujemy się na grań.
Nie chcemy żeby induscy strażnicy, których namiot zobaczyliśmy w
oddali, nas zatrzymali i cofnęli. Wspinamy się na jakieś 5000 m
n.p.m. i ukazują nam się ośnieżone szczyty i olbrzymi jęzor
lodowca w Tybecie. Serce drży na ten widok. Tak długo marzyliśmy,
żeby zobaczyć Tybet. Wiele razy próbowaliśmy tam pojechać, ale z
wielu względów nie było to możliwe**.Teraz jesteśmy wprawdzie na
zielonej granicy, nielegalnie, ale możemy cieszyć oczy z daleka,
krajem za którym tak tęsknimy.
|
Tam jest Tybet |
|
Tybet, tak blisko, a jednocześnie tak daleko |
Siadamy
na kamieniu i po prostu patrzymy. Tęcza rozmywa się w przestrzeni,
a my już wiemy, że dalej nie możemy iść. Na grani zaczyna
pobłyskiwać światełko. Jakby ktoś puszczał nam zajączka
lusterkiem. Zaczynamy się przyglądać i zauważamy budki
strażnicze. Po jednej stronie hinduskie, po drugiej stronie
chińskie.
To światełko, to prawdopodobnie chiński żołnierz z
lornetką.
|
W paszczy węża, dalej nie możemy już iść.Chińskie i indyjskie wojska obserwują nas tu w górach przez lornetki |
Ten szlak to zimowa droga ucieczek Tybetańczyków do
Indii. Z narażeniem życia pokonują trasę przez góry, by żyć
godnie i wolni w Indiach. Niewielu się udaje, zwykle giną po drodze
z wycieńczenia i mrozu. Czasem zostają zastrzeleni przez chińskich
żołnierzy patrolujących ten teren.
Obserwujemy
jeszcze przez jakiś czas i góry i światełko na grani. Słońce
zachodzi i zbierają się deszczowe chmury. Nad naszymi głowami
zatacza krąg wielki orzeł (rozpiętość skrzydeł jakieś 2
metry), jakby chciał nam powiedzieć do widzenia, jeszcze tu
wrócicie. Żegnamy Tybet i zawracamy do naszego domu w Nako.
|
Tybet - nasze marzenie, chociaż trochę spełnione. Zobaczyliśmy go chociaż z daleka |
|
Chłopaczki zawsze są z nami w podróży-:) |
Wielka
radość przepełnia nas do głębi. To było niezwykłe dla nas
przeżycie. Jak na skrzydłach wracamy do wioski. Kiedyś pojedziemy
do Tybetu, zobaczyć więcej, na razie musimy się zadowolić tym
kawałkiem, który zobaczyliśmy.
|
Ośnieżone góry w Tybecie |
P.S.
Na drugi dzień do Nako zjechały się ciężarówki z indyjskimi
żołnierzami. Liczne patrole wyruszyły na ten sam stary szlak
Hindustan-Tybet. Nie wiemy, czy to z naszego powodu. Czy Chińczycy
zaalarmowali, że biali chodzą tam gdzie nie powinni, czy to po
prostu była zmiana wart. Chcemy wierzyć, że to drugie.
*Wiemy,
że w tych okolicach 1000 lat temu Rinczen Zangpo, wielki buddyjski
mistrz tybetański zakładał Świątynie. Właściwie od jakiegoś
już czasu jedziemy Jego szlakiem i podziwiamy miejsca, których
budowę zainicjował. Wiek tej Świątyni i jej zawartość spokojnie
możemy określić jako tysiącletnie. Wskazują na to
charakterystyczne dla Rinczena Zangpo malowidła na ścianach i
wygląd figurek Buddów, również bardzo charakterystyczny dla tego
okresu.
**Próbowaliśmy
wjechać do Tybetu już cztery razy, ale z powodu niepokojów na
terenie kraju, chiński rząd zamykał tybetańską granicę dla
turystów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz