wtorek, 1 września 2015

Dzień XX – 6 Listopada 2012 – Trasa Nunthala – Junbesi (2700m n.p.m.) via przełęcz Taksindu La

Przed nami równie długa droga jak wczoraj. Czeka nas dużo przewyższeń. Znowu dużo w górę i dużo w dół. Powoli zbliżamy się do Jiri (w Jiri jest przystanek autobusowy, z którego odjeżdża autobus do Kathmandu). Może za ok. 3 dni uda się tam dojść. Warunek jest jeden, musimy utrzymać takie tempo jak do tej pory. Będziemy próbować.
Do przełęczy Taksindu La (3070m) droga to męka. Kamienie wszelkiego rodzaju, duże i małe. Już myślisz, że za górą będzie szczyt, a tu następna góra i następna. Dopiero za trzecią widać bramę do przełęczy. Zimno tu, jest silny wiatr. Chwila odpoczynku i schodzimy w dół. Konkretnie 4 km w dół, 4 km w górę. Łatwiej, bez kamieni, ale za to dużo błota, śliskiej, gliniastej drogi. Mieliśmy zjeść coś w wiosce Salung, ale okazuje się, że to wioska widmo. Znowu nasz „specjalista” od mapy się pomylił. Wskazuje, że są tu hotele i restauracje. Ciekawe gdzie? Bez jedzenia nogi nie chcą już ciągnąć. Na szczęście za kilometr jest kolejna wioska. Jest obiad i ser z jaka. Znowu jesteśmy najedzeni. To piękne uczucie. Dalej droga jest z górki. Prosta i bez kamieni. Po 45 minutach jesteśmy w Junbesi. Dzisiaj przeszliśmy 16 km i jesteśmy naprawdę wykończeni. Jutro lepiej nie będzie.

Kazachowie z miasteczka Salem też tu są. Okazuje się, że są z Litwy, dziwny facet, który prowadził monolog, to ich przewodnik, a Nepalka to jego żona. On właśnie spadł z kamiennych schodów i ma mocno krwawiącą głowę. Nepalka na niego pluje, jakby chciała odpędzić demony, a biali zastanawiają się jak mu pomóc. Facet jest pijany i jak twierdzą Litwini to nie jest jego pierwszy raz. Mamy tu byłą bokserkę i ona dokonuje zasadniczego badania. Uświadamia również Litwinom, że tu jest takie prawo, że za faceta odpowiadają i muszą mu zapewnić opiekę medyczną i ubezpieczenie. Robi się dość nieprzyjemna atmosfera i zmywamy się szybko do łóżek.

Nasz domek w Junbesi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz