wtorek, 1 września 2015

Dzień XXI – 7 Listopada 2012 – Trasa Junbesi – Kinja (1630m n.p.m.) via przełęcz Lamajura La

Trafiliśmy do Mordoru. 800 metrów wejścia pod górę na przełęcz Lamajura (3530m). Bardzo ciężko. Kamienie fiki-miki gibają się pod nogami. W magicznym lesie, sceneria cudowna, ale już nie cieszy. Wielkie kamienie i gigantyczne korzenie po których trzeba się wspinać. Na przełęczy zimnica straszna. Uciekamy, teoretycznie w dół, chociaż pod górę. Wreszcie jest tylko w dół. Idziemy przez jakieś dziwne miejsce. Wygląda to jak zniszczony przez huragan i powódź las. Kikuty drzew wystają z ziemi. Ścieżka prowadzi przez coś w rodzaju tunelu czy okopu. Oczywiście tunel wypełniony jest kamykami fiki-miki. Okropność. Kiedyś to się musi skończyć, jak się okaże później, koniec tej męki jest w Kinja, gdzie idziemy. Droga rozciąga się jakby była z gumy. Nadzieja gaśnie i zaczynamy przeklinać na czym świat stoi. Pisałam, że wejście na przełęcz Cho La było trudne. Zmieniam zadanie, to była bułka z masłem. Nawet największemu wrogowi nie kazałabym tędy iść. No może tylko „mistrzowi” od mapy, żeby rzeczywiście mógł wnieść odpowiednie poprawki i ją uaktualnić. Wreszcie docieramy do Kinja. Ślicznie tu jest. W guest housie mają cudowną hot lemon (gorąca woda z sokiem cytrynowym) z własnych limonek. Nasze ciała powoli mówią pass. Dzisiaj przeszliśmy 19 km w Mordorze i po kolacji kładziemy się obolali do łóżek. To był najgorszy trekkingowy dzień na całej trasie. Piekło zdarza się czasem również na ziemi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz