wtorek, 1 września 2015

Dzień XIX – 5 Listopada 2012 – Trasa Paiya - Nunthala (2194m n.p.m.)

Z Paiya wychodzimy rano i tuż za wioską wchodzimy do zaczarowanego lasu. Sceneria jak z Władcy Pierścieni. Liany zwisające z drzew, strumyczki płynące pod omszałymi kamieniami. Roślinność tropikalna, powietrze rześkie, pachnące zielenią. Bajkowo. Mijane wioseczki prawie tak urocze jak w Shire. Trochę z górki, trochę pod górkę. Dość łatwo. Tylko karawany mułów są już bardzo wkurzające, żeby nie użyć dosadniejszych słów. Muły blokują drogę, kurzą, rozpychają się. Zatrzymujemy się na obiad w Kharikoli. Po drodze cudne widoki, tarasowe pola, małe domki i kwitnące drzewa gwiazdy betlejemskiej. Jeszcze jakiś czas droga prowadzi w dół po kamieniach, piachu i błocie, a potem jest już tylko pod górę. Kamienie, kamienie, kamienie. Małe, duże, głazy, piach. Rzeźnia. Docieramy przed zmrokiem. Nunthala wygląda jak miasteczko na Dzikim Zachodzie. Ładnie tu jest. W jadalni siedzą jacyś Kazachowie. Turyści, ale dziwne się zachowują. Jakby wyszli z psychiatryka. Obok nas przysiada się Nepalka, też chyba niespełna rozumu. Gada z nami jakiś facet, też dziwny, nie odpowiada na zadawane pytania tylko prowadzi długi monolog. To nie Dziki Zachód to miasteczko Salem. Czujemy się tu nieswojo i zwiewamy do pokoju. Może nas w nocy nie zjedzą.


tzw. hiszpańska trawa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz