wtorek, 1 września 2015

Dzień XXIII – 9 Listopada 2012 – Trasa autobusowa Bhandar – Kathmandu

O 5:00 rano stawiamy się na przystanku (ubite klepisko, na które jakiś cudem dotarł autobus). Daleko nie mamy, wystarczy wyjść z guest housu. Ruszamy dopiero o 6:00 rano i po chwili zaczynamy żałować, że nie szliśmy dalej. Jedziemy po szlaku, a nie po drodze. Droga jest koszmarna i zastanawiamy się czy przeżyjemy. W Kathmandu łapacze na ulicach proponują białym, trekking i mountaineering. Daniel ukuwa nowy termin: autobusiering. Jazda tym wehikułem po tej drodze, to jak skok na bandżi z najwyższego mostu na świecie. Przepaście, dziury, doły i wyboje. Trzęsie nami tak jakbyśmy siedzieli w mikserze. Co chwila podskakujemy na siedzeniach, a właściwie wyskakujemy do góry. Buja niemiłosiernie. Mamy śmierć w oczach. Po 4 godzinach katorżniczej drogi dojeżdżamy do Jiri. Droga się odrobinę poprawia, ale nie na tyle, żeby nie trzymać się kurczowo fotela. O spaniu nie ma mowy. Do tego kierowca włącza nepalską muzykę. Śpiewają na zmianę babka i gość, przy akompaniamencie piszczałek. Przez 12 godzin, śpiewają to samo, taka pętla muzyczna. K…oszaleć można. Próbujemy się nie poddać temu szaleństwu, ale trudno nie słyszeć muzyki włączonej na fulla. Zaczynamy się zastanawiać jak rozmontować głośnik umieszczony nad naszymi głowami. Jeśli się to nie skończy możemy zacząć mordować. Wstrząsy autobusu plus ta muzyka wprowadzają niemal w psychozę. To nie do zniesienia. Na szczęście wjeżdżamy już do Kathmandu. Facet nieco ścisza ten jazgot i wreszcie stajemy na dworcu. Do dzielnicy turystycznej Thamel daleko nie mamy, więc jeszcze te kilkaset metrów przejdziemy szybkim krokiem. Swoje pierwsze kroki kierujemy do zaprzyjaźnionej restauracji i zamawiamy górę jedzenia. Uczta jest iście królewska. Z pełnymi brzuchami szybko znajdujemy lokum do spania. Gorąca kąpiel koi jak balsam. Miękkie łóżko, czysta pościel, czyste ciuchy, telewizor. Jesteśmy w niebie. Cywilizacja jest jednak cudowna.

Podsumowanie trekkingu:

Przez 22 dni przeszliśmy ok.200 km. Zajęło nam to 92 godziny i 45 minut. Schudliśmy na trekkingu: Ewa 8 kg (waga 44 kg), Daniel 6 kg (waga 68 kg).
Wszystkie założone cele zostały zrealizowane w 100%.
Kochamy Himalaje

KOCHAMY HIMALAJE MIŚKI ADVENTURE TEAM

2 komentarze:

  1. :) z Beni do Pokhary wracałam zdaje sie z tymże lub podobnym temuż spiewnym dialogiem, łezka w oku ..Kocham Himalaje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. my też kochamy Himalaje całym sercem-:) Pozdrawiamy gorąco

      Usuń