O
5:00 rano stawiamy się na przystanku (ubite klepisko, na które
jakiś cudem dotarł autobus). Daleko nie mamy, wystarczy wyjść z
guest housu. Ruszamy dopiero o 6:00 rano i po chwili zaczynamy
żałować, że nie szliśmy dalej. Jedziemy po szlaku, a nie po
drodze. Droga jest koszmarna i zastanawiamy się czy przeżyjemy. W
Kathmandu łapacze na ulicach proponują białym, trekking i
mountaineering. Daniel ukuwa nowy termin: autobusiering. Jazda tym
wehikułem po tej drodze, to jak skok na bandżi z najwyższego mostu
na świecie. Przepaście, dziury, doły i wyboje. Trzęsie nami tak
jakbyśmy siedzieli w mikserze. Co chwila podskakujemy na
siedzeniach, a właściwie wyskakujemy do góry. Buja niemiłosiernie.
Mamy śmierć w oczach. Po 4 godzinach katorżniczej drogi dojeżdżamy
do Jiri. Droga się odrobinę poprawia, ale nie na tyle, żeby nie
trzymać się kurczowo fotela. O spaniu nie ma mowy. Do tego kierowca
włącza nepalską muzykę. Śpiewają na zmianę babka i gość,
przy akompaniamencie piszczałek. Przez 12 godzin, śpiewają to
samo, taka pętla muzyczna. K…oszaleć można. Próbujemy się nie
poddać temu szaleństwu, ale trudno nie słyszeć muzyki włączonej
na fulla. Zaczynamy się zastanawiać jak rozmontować głośnik
umieszczony nad naszymi głowami. Jeśli się to nie skończy możemy
zacząć mordować. Wstrząsy autobusu plus ta muzyka wprowadzają
niemal w psychozę. To nie do zniesienia. Na szczęście wjeżdżamy
już do Kathmandu. Facet nieco ścisza ten jazgot i wreszcie stajemy
na dworcu. Do dzielnicy turystycznej Thamel daleko nie mamy, więc
jeszcze te kilkaset metrów przejdziemy szybkim krokiem. Swoje
pierwsze kroki kierujemy do zaprzyjaźnionej restauracji i zamawiamy
górę jedzenia. Uczta jest iście królewska. Z pełnymi brzuchami
szybko znajdujemy lokum do spania. Gorąca kąpiel koi jak balsam.
Miękkie łóżko, czysta pościel, czyste ciuchy, telewizor.
Jesteśmy w niebie. Cywilizacja jest jednak cudowna.
Podsumowanie
trekkingu:
Przez
22 dni przeszliśmy ok.200 km. Zajęło nam to 92 godziny i 45 minut.
Schudliśmy na trekkingu: Ewa 8 kg (waga 44 kg), Daniel 6 kg (waga 68
kg).
Wszystkie
założone cele zostały zrealizowane w 100%.
Kochamy
HimalajeKOCHAMY HIMALAJE MIŚKI ADVENTURE TEAM |
:) z Beni do Pokhary wracałam zdaje sie z tymże lub podobnym temuż spiewnym dialogiem, łezka w oku ..Kocham Himalaje!
OdpowiedzUsuńmy też kochamy Himalaje całym sercem-:) Pozdrawiamy gorąco
Usuń