wtorek, 24 listopada 2015

Z wizytą u Królowej Śniegu

Widzieliśmy już setki świątyń, ale tak niezwykłą zobaczyliśmy po raz pierwszy. Jej widok w jednej chwili przywodzi na myśl pałac Królowej Śniegu z baśni Andersena. Nie jest to jednak jej pałac.



Świątynia Rong Khun to duma Chiang Rai, miasteczka na północy Tajlandii. Budowa Świątyni rozpoczęła się w 1998 roku i trwa nadal. Inicjatorem tego fantastycznego dzieła jest tajski artysta Chalermchai Kositpipat. Budując Świątynię Rong Khun składa on hołd Buddzie i swojemu krajowi. Jak sam mówi: " Tylko śmierć może zatrzymać moje marzenia, ale nie może zatrzymać mojego projektu". Artysta wierzy, że ta praca daje mu "nieśmiertelne życie". Od 18 lat powstaje projekt Jego marzeń, a przy budowie pracuje 60 Jego uczniów i wolontariuszy. Wszystko jest zaplanowane tak, że nawet w przypadku śmierci artysty prace przy budowie Białej Świątyni będą kontynuowane. Przypomniało nam to historię Gaudiego i Jego pracę nad Katedrą Sagrada Familia w Barcelonie.
Prace Chalermchaia Kositpipata są oczywiście zupełnie inne niż prace Wielkiego Gaudiego. Dla nas jednak, równie zachwycające. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem malowideł naściennych tego artysty. Przede wszystkim sposobu przedstawiania współczesnego świata z zastosowaniem religii i filozofii buddyjskiej.

Ale od początku. Świątynia Rong Khun jest śnieżnobiała. Artysta wybrał właśnie ten kolor na znak czystości Buddy. Ściany i figurki dodatkowo ozdabiane są kawałkami lusterek. W świetle słońca daje to niesamowity efekt. Biała Świątynia niemal promienieje w blasku światła.




Wchodząc do Świątyni trzeba przejść przez piekło. Setki rąk wyciąga je do góry z piekielnych czeluści. Symbolizują żądzę. Pokusy, pragnienia, chciwość. 



Przejścia mostu do oświecenia strzegą dwaj Strażnicy. Może, gdy serce nie jest czyste, mogliby zagrodzić nam drogę do Świątyni. 




Przechodzimy przez most. Wchodzimy do środka i...niemal otwieramy buzie ze zdziwienia. To naprawdę szalony projekt. Na ścianach oglądamy obrazy przedstawiające między innymi: płonące wieże WTC, Batmana, Supermena, Neo z Matrixa i Lorda Vadera z Gwiezdnych Wojen. Nie ma w tym jednak, żadnego chaosu, wszystkie prace pokazują sposób widzenia współczesnego świata przez Kositpipata. Swoiste freski są zaskakujące, ale jednocześnie zmuszają do przemyśleń. Wielki mural tworzy spójną całość. Ogon węża owija wieże WTC poniżej zamieniając się w wąż dystrybutora z ropą. Jedna kropla ropy spada na język potwornego smoka. Z nieba, niczym deszcz, spadają bomby. Superman lecący na pomoc? Lord Vader czający się za drzwiami. Czy chce zabrać nas na ciemną stronę mocy? Piła, który wymierza sprawiedliwość i Jake Sully broniący ziemi klanu Omaticaya przed buldożerami. Wiele skojarzeń w naszych głowach. Prawie wszystkie mówiące o chciwości człowieka i iluzji tego świata oraz ego, które jest sprawcą naszych cierpień. Próżność i ignorancja stały się naszą domeną, a nawet cechami charakteru współczesnego człowieka.

Zdjęcie zrobione z reprodukcji, którą kupiliśmy w Wat Rong Khun. Zwycięstwo Buddy nad Marą.
Przedstawia mural, o którym tu piszemy.

Wielobarwne freski można oglądać godzinami i wciąż znajdować nowe szczegóły.

Wychodzimy ze Świątyni i oglądamy zewnętrzne ściany. Przy każdym kolejnym okrążeniu odkrywamy nowe sekrety. Nagle z blasku światła wyłaniają się nam nowe postaci: śnieżnobiali strażnicy, smoki, piękne kwiaty. 



 

Jeden z budynków na terenie kompleksu zaskakuje jeszcze bardziej. Jego złoty kolor, wyróżnia się na tle pozostałych budowli. Przewrotność Kositpipata jest uderzająca. Złoty kolor reprezentuje ciało. Koncentrację ludzi na chęci posiadania dóbr materialnych, pieniędzy. Biel to umysł – czystość, wyzwolenie od ego, wyzwolenie od żądzy, od pragnień. Artysta trafnie w złotym budynku umieścił toalety. Jego spojrzenie na świat jest przenikliwe i jak bardzo prawdziwe.


Dzieło wciąż nie jest dokończone. Mniejsze Świątynki na terenie kompleksu dopiero powstają. Jak będzie wyglądać dokończone dzieło? Chcielibyśmy to zobaczyć. 
Sztuka, która delikatnie ociera się o kicz nas oczarowała. 





Sami oceńcie czy Kositpipat to szaleniec, wizjoner, czy może wnikliwy obserwator? Naszym zdaniem wszystkie te trzy określenia do Niego pasują. Jedno wiemy na pewno, gdy zobaczycie to miejsce, na zawsze je zapamiętacie.

wtorek, 10 listopada 2015

Miśtaj czyli tajska zupa wg przepisu Miśków

Tajska kuchnia słynie z pysznych zup. Każda rodzina, każdy Taj przygotowuje zupę na swój sposób. Podobnie jak w Polsce, tyle rosołów, ile domów. Zwykle do tajskiej zupy dodaje się galangal (można zastąpić imbirem), trawę cytrynową i liście limonki. Taką gotową paczuszkę związaną sznureczkiem można tu kupić prawie na każdym targu. Paczuszka przypomniała nam nasz gotowy zestaw włoszczyzny.


Do większości tajskich zup wrzuca się do wrzącego wywaru kawałki kapusty pekińskiej, pokrojony w słupki szczypiorek, grubo posiekany morning glory czyli szpinak wodny czy fasolkę szparagową.


My zmodyfikowaliśmy przepis na zupę tajską, tak aby dostosować ją do naszych smaków i tak powstał Miśtaj.

Miśtaj - składniki podajemy na „oko”-:). Za każdym razem gotujemy trochę inaczej. Czasem dodamy pastę curry, innym razem dodajemy sos sojowy czy sos ostrygowy, czasem wszystkie ingrediencje.

Składniki:
Marchewka 1 szt
Pietruszka 1 szt
Imbir ok. 2-3 cm
Liście limonki 6-9 do smaku
kurkuma
chili
sos rybny
por 2 szt
Grzyby mun ok. 30 g
Trawa cytrynowa 2-3 "laseczki", można zastąpić sokiem z połowy cytryny
Mleczko kokosowe 1-2 puszki w zależności od ilości wody w wywarze

Przygotowanie:
Do 1 litra wody dodajemy marchewkę, pietruszkę, liście limonki, starty imbir, zmiażdżoną trawę cytrynową, kurkumę dla koloru (nie za dużo, bo wywar wyjdzie gorzki), sos rybny. Gotujemy ok. 30-40 min. Ma powstać delikatny wywar.
W międzyczasie grzyby mun zalewamy wodą i moczymy. Po ok. 20 minutach odsączamy wodę i siekamy grzyby wg własnego uznania pamiętając o odkrojeniu twardych części.
Posiekane grzyby wrzucamy do gotowego wywaru.
Białą część pora i odrobinę zielonej siekamy w półtalarki. Wrzucamy na 2-3 łyżki oleju np. z pestek winogron. Szklimy na małym ogniu (uważajmy, żeby nie przypalić).
Zeszklony por wrzucamy do wywaru.
Następnie wlewamy mleczko kokosowe 1-2 puszki, do smaku. Zupa powinna być lekko kwaśna. Jeśli nie dodaliśmy wcześniej trawy cytrynowej, to teraz jest moment na dodanie soku z cytryny lub limonki. Chili dodajemy zgodnie z naszymi gustami.
Gotujemy jeszcze ok. 10 minut.

Do tak przygotowanej zupy można na ostatnie kilka minut dodać owoce morza np. krewetki czy krążki kalmara. Można też dodać małe plasterki-kawałeczki kurczaka, ale UWAGA: kurczaka musimy dodać na początku do gotującego się wywaru.


Zupę podajemy z makaronem ryżowym, sojowym lub zwykłym makaronem. Można dodać kiełki soi.
Smacznego-:)

poniedziałek, 9 listopada 2015

Olśniewające Si Satchanalai

Dojechaliśmy tu w godzinkę lokalnym autobusem z Sukhothai. Na miejscu wypożyczyliśmy rowery i w drogę. Główne miejsca do zobaczenia to Chaliang - Miasto Wody i Si Satchanalai - Miasto Dobrych Ludzi.
Chaliang położone nad brzegiem rzeki Yom ukazuje nam pierwszy przepiękny Wat Phra Si Rattana Mahathan. To największa Świątynia w całym kompleksie. W jednej chwili przypomina nam się Świątynia Bayon z miasta Angkor w Kambodży. Tak, jesteśmy pewni, a folder to potwierdza, oryginalny projekt był w stylu Bayon. Z biegiem lat Świątynia ewoluowała i poszczególne budowle na terenie kompleksu przybierały inne style architektoniczne.
Miejsce urzeka swoją urodą. Już z głównej platformy uśmiecha się do nas Budda. My też się uśmiechamy coraz szerzej im dalej zapuszczamy się pomiędzy świątynne budynki rozlokowane na dość dużym terenie. Zachwytów nie ma końca. 








Jednak słońce z każdą chwilą grzeje coraz mocniej, a to dopiero pierwsze miejsce, które zobaczyliśmy, więc musimy jechać dalej.

Jedziemy ścieżką wzdłuż rzeki Yom. Mijamy bananowe i papajowe pola, urocze tajskie domki, zatrzymujemy się, aby pooglądać malutkie domki dla duchów, które są ustawione niemal wszędzie. 





przydrożna knajpka
Kierujemy się do Si Satchanalai. Ten kompleks jest położony na rozległym terenie w tropikalnym lesie. Najważniejsza Świątynia to Wat Chang Lom. Świątynię w tym miejscu wybudowano, gdy odkryto tu relikwie Buddy. Śmiejemy się, że w całych Indiach i Nepalu, gdzie Budda urodził się, żył, medytował i zmarł, nie ma tylu relikwii Buddy co w Tajlandii. Tu w prawie w każdej Świątyni jest choćby włos Buddy jako relikwia.
W Wat Chang Lom cały dolny poziom otacza 39 posągów słoni. Niestety przez lata figury zatarły się i teraz bardziej przypominają lwy niż słonie. Na drugim poziomie jest 20 nisz, a w każdej z nich jest posąg Buddy. Niektóre figury ocalały w całości, inne nie mają głów, a niektóre nisze są po prostu puste.
Cała Świątynia zbudowana jest z rdzawych laterytowych bloków. Kamienie strukturą przypominają pumeks.






Tuż obok po drugiej stronie alejki stoi Wat Chedi Chet Thaeo co oznacza Świątynię siedmiu rzędów stup. To kolejne najważniejsze miejsce w murach miasta Si Satchanalai. Świątynia składa się z 32 stup różnej wielkości i w różnych stylach. Podobno Świątynia została zbudowana dla rodziny królewskiej. Wierzy się też, że była miejscem pochówku rodziny władcy Si Satchanalai.




Nieopodal stoją jeszcze dwie inne Świątynie, które warto zobaczyć.

Jedziemy dalej. W głąb lasu. Naszym oczom ukazują się schody prowadzące na niewielkie wzgórze. Z informacji na tablicy wynika, że schodów jest aż 144. Właśnie jest samo południe, termometr wskazuje 37 stopni w cieniu, a przed nami wejście na 144 wysokie stopnie w pełnym słońcu. Liczymy chociaż na to, że budowla, którą znajdziemy na górze będzie tego wysiłku warta.
Świątynia Khao Phnom Phloeng jest urokliwa i warto się tu wdrapać. Posąg Buddy, niejako ukryty wśród tropikalnych drzew wygląda tajemniczo i zachęca do krótkiej kontemplacji.
Dodatkowo ze wzgórza między drzewami rozpościera się piękny widok na okolicę.
Wydaje się, że każdy kto podróżuje chciałby odkrywać takie właśnie miejsca. Pełne magii, otoczone mgiełką tajemniczości.





Ruszamy dalej. Niespiesznie jeździmy sobie sami po terenie całego kompleksu. Turystów tu jak na lekarstwo. Wszyscy zwiedzają jedynie Stare Miasto Sukhothai, niesłusznie pomijając Si Satchanalai.
Naszym zdaniem miasto jest dużo bardziej klimatyczne niż Sukhothai i łatwiej wyobrazić sobie jak wyglądało za czasów swojej świetności.
Jadąc co chwila można natknąć się na mniej lub lepiej zachowane ruiny starożytnych budowli.



Po kilku godzinach wracamy na brzeg rzeki Yom. Musimy jeszcze przejść przez malowniczy most zawieszony w powietrzu.


Si Satchanalai i Chaliang są olśniewające. Koniecznie musicie tu przyjechać, przy okazji wizyty w Sukhothai. Jesteśmy pewni, że zachwyci Was to miejsce i na długo zapadnie w Waszą pamięć.

Porady praktyczne:
Z dworca autobusowego Sukhothai za 46 bahtów dojedziecie lokalnym autobusem do Si Satchanalai. Bilet wstępu od osoby do wszystkich obiektów kosztuje 220 bahtów + 20 bahtów tzw. admission fee.
Wynajem roweru na cały dzień 40 bahtów.
Koniecznie zabierzcie minimum 3 litry wody na osobę. Obecnie (listopad) jest bardzo gorąco, temperatura nie spada poniżej 34 stopni. Spacery wśród rozgrzanych kamiennych budowli dodatkowo potęgują temperaturę i stale czuliśmy się jak w piekarniku.
Pierwsze lokalne autobusy z Sukhothai odjeżdżają ok. godziny 8:00 rano, a ostatni autobus z Si Satchanalai wraca o godzinie 16:30.

niedziela, 8 listopada 2015

Niezwykłe Królestwo Sukhothai

Intensywnie zwiedzamy i nie mamy dosłownie czasu na nic. Śpimy w autobusach, gdy się przemieszczamy z miejsca na miejsce. Post na bloga o Bangkoku też napisałam w autobusie w dłuższej podróży. Jak zawsze Miśki zwiedzając są w swoim żywiole-J
A jak oglądamy takie cudowności jak Sukhothai to wpadamy w zachwyt co chwila.

Zatem do rzeczy Kochani.
Stare miasto - Sukhothai wpisane jest na listę światowego dziedzictwa Unesco. To nie dziwi.
Powstanie w 1238 roku miasta Sukhothai (w języku pali „świt szczęścia”) przyjmuje się za narodziny królestwa Tajlandii. Za panowania króla Ramkhamhaenga Wielkiego obszar państwa Sukhothai był większy niż współczesna Tajlandia.

Wiele z budowli to ruiny, które nawet nie zachęcają do zatrzymania się przy nich choć przez chwilę. Jednak są takie budowle przy których wykrzykuje się tylko och i achy, bo są przepiękne.

Cały kompleks Starego Miasta Sukhothai jest rozłożony na dużym terenie i pieszo nie mielibyśmy szans zwiedzić wszystkiego w ciągu jednego dnia. Wybraliśmy opcję zwiedzania na rowerze. Może to nie są europejskie cuda z kilkunastoma przerzutkami tylko zwyczajne rowery jak u nas za starych czasów, jednak ten środek transportu pozwala zatrzymać się tam gdzie chcesz i kiedy chcesz. Na początku mieliśmy problem z kierunkiem ruchu, ale znaki na drodze skutecznie nam przypominały, że jedziemy zła stroną drogi-J




Wat Mae Chon
Warto poświęcić cały dzień na zwiedzanie Sukhothai. Wtedy będziemy mogli też poprzyglądać się codziennemu życiu mieszkańców, otaczającej przyrodzie czy uciąć sobie krótką pogawędkę z Tajami.

Na całym terenie znajdziecie 3 główne kompleksy świątynne i wiele obocznych. Najważniejsze i najpiękniejsze miejsca znajdziecie w trzech lokalizacjach.

Zacznijmy od tej najbliższej, która znajduje się w murach miasta. Tu znajdziecie przepiękną świątynię Wat Phra Mahathan. Są tu cudowne posągi Buddy, piękne chedi i mniejsze wieże. Niezwykle malownicza część otoczona fosą, w której wodach pięknie odbijają się starożytne budowle. Siadamy na chwilę by kontemplować uśmiech Buddy. Jak już pisaliśmy Tajlandia to kraina uśmiechu i nawet posągi Buddy się tu uśmiechają.










W okolicy pałacu znajdziecie jeszcze wiele godnych uwagi buddyjskich świątyń, przy których warto się zatrzymać.

Wat Sa Si
Wat Si Sawai. Nad główną platformą dominują trzy prangi w stylu Lopburi-przykład architektury khmerskiej.
Niegdyś sanktuarium hinduistyczne w XII w. przekształcone w buddyjską świątynię

Kilka kilometrów dalej poza murami starego miasta znajdziecie Wat Si Chum, uważany za jeden z najpiękniejszych w Sukhothai. Tu z góry spogląda na nas 15-metrowy Budda siedzący w pozycji poskramiania zła.






Wierni przyklejają na dłoni Buddy płatki złota


Podążając w stronę miasteczka Tak (jadąc na rowerach śmialiśmy się, że jesteśmy na tak-J), również poza murami starego miasta zobaczycie na szczycie stromego wzgórza Wat Saphan Hin. Warto wspiąć się na górę (ok.5 min.), aby zobaczyć posąg Buddy Phra Attaros w pozycji rozpraszania strachu, z uniesioną prawą ręką. 



Stąd rozpościera się też piękny widok na okoliczne pola ryżowe i góry w oddali.
Jedźcie niespiesznie i napawajcie się urokami Królestwa Sukhothai. Poczujcie klimat historycznego miasta. Może nie dorównuje ono Angkorowi z Kambodży, jest po prostu inne, jednak jest to urokliwe miejsce z bogatą przeszłością, które oczaruje każdego przybywającego tu turystę.

Porady praktyczne:
Z New City do Old City dojedziecie songtaewem (zadaszona półciężarówka, nazywana tutaj busem), wystarczy gdziekolwiek machnąć ręką na ulicy (w każdym hotelu czy hostelu dostaniecie mapkę kompleksu świątynnego i informację gdzie jest najbliższy bus do Old City).


12-kilometrowa przejażdżka kosztuje 30 bahtów od osoby (3 zł). Na miejscu wypożyczycie rower (wypożyczalni jest dużo, nie ma obawy, że rowerów dla Was zabraknie) za kolejne 30 bahtów na cały dzień. Ostatni bus odjeżdża o 17:30, potem zostaje już tylko powrót tuk tukiem, ale to będzie nieco droższa przejażdżka.

Koniecznie trzeba zabrać ze sobą dużo wody, po południu słońce operuje mocno i łatwo się odwodnić. My zwiedzając mieliśmy temperatury od 34 do 37 stopni.
Nie zapominajcie też o kremie z wysokim filtrem.