wtorek, 17 stycznia 2017

Bhutan – Kraj grzmiącego smoka

Kraj grzmiącego smoka, mityczne Shangri La, raj na Ziemi. Państwo w którym postęp i rozwój mierzy się poziomem szczęścia narodowego brutto. Oto miejsce niezwykłe, pełne pięknych krajobrazów, czarujących ludzi i magicznego uroku. Sekretem Bhutanu jest to „coś” czego nie można do końca określić, a co w sercu podróżnika zostanie na zawsze.

Królestwo Bhutanu, ukryte jest w Himalajach wschodnich pomiędzy Indiami i Tybetem. Maleńki kraj wielkości Szwajcarii pokochaliśmy będąc jeszcze nad krainą smoka. Już z okna samolotu widać cudowne krajobrazy. 


Powietrze jest przejrzyste. Lawirujemy pośród gór wielkim pasażerskim samolotem, by usiąść, dostojnie jak ptak, na krótkim pasie lotniska zakończonym wielką skalną ścianą. W Paro teren do lądowania jest tak trudny, że robią to tylko bhutańscy, bardzo doświadczeni piloci. Wita nas rześkie powietrze poranka i Ugyen nasz przewodnik w krainie szczęśliwości.


Kuzoozangpo La (dzień dobry), tego zwrotu uczymy się przez cały dzień. Język narodowy Bhutanu – dzongkha, jest bardzo, bardzo trudny.

Już w drodze do hotelu naszą uwagę przykuwa licznie zgromadzona ludność obserwująca zawody łucznicze. Łucznictwo to narodowy sport tego kraju. Dwie drużyny po 11-tu zawodników każda, strzela do tarczy o wymiarach 30 cm x 120 cm z odległości 120 metrów.
Bhutańczycy nie biorą udziału w międzynarodowych zawodach, ponieważ tarcze są większe, a odległości mniejsze i uważają, że byłoby to nie fair.


Za każdym razem, gdy strzała trafi do celu, wykonywany jest krótki taniec zwycięstwa. A wszystko to w bajkowej scenerii, na terenie otoczonym wielkimi cyprysami (narodowe drzewo Bhutanu).
Chcemy oglądać wszystko teraz i już, ale głód przypomina nam, jak długą drogę mamy za sobą. Przelecieliśmy tu z Indii, przez Bangladesz. W hotelu prosimy o przysmak Bhutanu, ema datshi. Potrawę przygotowuje się z papryki chili i sera żółtego o konsystencji fondue. Ema oznacza chili, datshi oznacza ser. Ogień po prostu, ale pyszne. Koniecznie musicie spróbować.



Suszony ser, trzeba długo ciumkać, bo jest bardzo twardy

Suszone mięso

Po posiłku idziemy pospacerować po miasteczku. Robimy dość nietypowe zakupy. Kupujemy znaczki pocztowe w dużej ilości. Pierwsze znaczki pocztowe w Bhutanie zostały wydane w 1962 roku (dopiero). Bhutańskie znaczki są przepiękne i bardzo cenione przez kolekcjonerów.

Ten, wyjątkowy dla nas, znaczek dostaliśmy w prezencie ślubnym
 od naszych kochanych Przyjaciół, Gali i Kaya ©©©

Na świecie najsłynniejsze są te z wizerunkami Buddy malowane na jedwabiu. Ich ceny wahają się od 300$ do 500$. Są też znaczki trójwymiarowe, a nawet znaczki monety tłoczone na złotej folii. Obrazy na znaczkach przedstawiają Rodzinę Królewską, rośliny i zwierzęta Bhutanu, wizerunki Buddy czy architekturę z Bhutanu. Corocznie wydawane są też znaczki z okazji Nowego Roku.


Wieczorem kładziemy się spać. Jutro czeka nas trekking do Gniazda Tygrysa.
Taktsang – Gniazdo Tygrysa. Najważniejsze i najświętsze miejsce w całym Bhutanie. Żadna podróż nie byłaby kompletna bez wizyty w tym magiczny miejscu.
Miejsce to zawdzięcza swoją nazwę Guru Padmasambhawie (nazywany także Guru Rinpocze), który przybył tu w VIII wieku, na grzbiecie tygrysicy. Guru Rinpocze był wielkim mędrcem, jest też tym, który przyniósł buddyzm do Tybetu. W Bhutanie czczony jest jako drugi Budda. Nie ma takiej świątyni, klasztoru czy domostwa, w których nie byłoby Jego wizerunku.
W Taktsang jest jaskinia, gdzie przez 3 lata, 3 miesiące, 3 dni i 3 godziny medytował Padmasambhawa w celu ujarzmienia złych duchów przebywających w jego obrębie.


Gniazdo Tygrysa znajduje się ok. 10 km na północ od miasta Paro na wysokości 3120 m n.p.m. Dotarcie do Świątyni zajmuje ok. 2-3 godzin, a ścieżka wiedzie przez piękne sosnowe lasy. Mimo to, pamiętajcie o ciepłych swetrach czy kurtce, to górska wędrówka. Warto też zabrać ze sobą wodę, powietrze na wysokości jest rzadsze, a nasz organizm, “walcząc” o tlen, szybko się odwadnia.

Przez pierwszą godzinę trekkingu wspinamy się pośród sosen poprzeplatanych rododondrenami. Po drodze spotykamy małe zagłębienia w skałach wypełnione stożkowatymi figurkami. To tzw. cace. Najczęściej robi się je z mleka, mąki i sproszkowanych ludzkich kości. Zostawiane są wysoko w górach lub w świętych miejscach. Pamiętajcie, aby ich nie ruszać i nie zabierać na pamiątkę.


Po godzinie docieramy do grupy flag modlitewnych, a na prawo, jakieś 100 m wyżej widać drewnianą chatkę. To mała restauracyjka, gdzie możemy odpocząć na ławeczce, zjeść i napić się. A wszystko to z niezwykłym widokiem roztaczającym się na zalesioną dolinę i bardzo odległy jeszcze Klasztor Taktsang.


Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. 

Mijamy młynek modlitewny napędzany wodą ze strumienia. Modlitwy z takich młynków wędrują do bogów bez przerwy – wystarczy, że woda napędza łopatki. 

Ścieżka robi się bardziej stroma, po drodze jest tylko króciutki płaski odcinek. Docierając do drugiej grupy flag modlitewnych znajdujemy się powyżej kompleksu Taktsang. Opleciony kolorowymi flagami modlitewnymi, robi wielkie wrażenie. Majestatyczny przyklejony do skał, 900 metrów nad Doliną Paro. 

Aby zejść, musimy iść w dół, nad urwiskiem, po bardzo wąskiej ścieżce, jednak nie ma co się bać. Trasa jest dobrze wytyczona i nie trzeba się wspinać. W osobach z lękiem wysokości ten krótki odcinek budzi wiele emocji, jednak bardzo szybko dróżka robi się szersza i prowadzi do mostu. Obok płynie strumyk, który ponoć powstał w cudowny sposób. Jesze Cogjel, jedna z żon Guru Rinpocze, rzuciła swy różańcem o skałę, z której trysnęła woda. Stąd długie schody wzdłuż skalnej ściany prowadzą do Gniazda Tygrysa. Odpoczywamy chwilę zanim wejdziemy na teren kompleksu, abyśmy mogli w pełni nasycić swego ducha i ciało dobrą energią płynącą z tego miejsca.

Pustelnia obok Klasztoru

Kapliczka w drodze do Gniazda Tygrysa



Kolejnego dnia ruszamy drogą tysiąca zakrętów, jak o niej mówią sami Bhutańczycy. Niebo jest cudownie niebieskie i przed nami ukazuje się widok Czomolhari (7316 m n.p.m.). Druga co do wielkości, góra w Bhutanie. 

Przez Bhutańczyków uznawana jest jako pierwsza, ponieważ Gangkhar Puensum (7541 m n.p.m.) leży na granicy tybetańsko-bhutańskiej.
Widok Czomolhari jest bardzo rzadki i wszyscy mieszkańcy bardzo się cieszą, gdy chmury odsłonią szczyt. Święta góra, podobnie jak wszystkie w Bhutanie, została zdobyta w 1937 roku, ale stopy himalaistów (o czym zapewniali) nie dotknęły szczytu.
Podążając niespiesznie do Doliny Punakhi zatrzymujemy się na przełęczy Dochula (3050 m n.p.m.). 


Zespół 108 czortenów zbudowanych w równiutkich rządkach dopełnia i tak już cudownego krajobrazu. Czorteny zostały wzniesione z inicjatywy żony czwartego Króla, Królowej Aszi Dordże Łangmo na pamiątkę zwycięstwa Bhutanu w 2003 roku nad indyjskimi separatystami należącymi do Frontu Wyzwolenia Assamu. W tym miejscu, by uświęcić otaczającą nas przestrzeń, rozwieszamy flagi modlitewne w pięciu kolorach. Każdy kolor symbolizuje inny żywioły. Żółty – ziemię, zielony – wodę, czerwony – ogień, biały – wiatr, niebieski – przestrzeń.


Jedziemy dalej, by zatrzymać się przy dość niezwykłym dla Europejczyka pomniku. 


Jeszcze nie zdążyliśmy naszego przewodnika spytać o co chodzi, a naszym oczom ukazuje się malowidło na fasadzie wiejskiego domu. Mury ozdobione są wieloma mitologicznymi symbolami, a jeden z nich jest naprawdę niecodzienny, ale po kolei.


W kraju Grzmiącego Smoka żył niegdyś mnich, Drukpa Kinlay, znany jako Boski Szaleniec. Jest to jeden z ukochanych świętych Bhutanu. Rozprzestrzeniał swe nauki poprzez często szokujące zachowanie, używając pieśni, dosadnych żartów i swej legendarnej jurności. Miał tak potężny argument natury anatomicznej, że odstraszał również wszystkie demony. Z czasem, gdy zaczął zdobywać coraz większą sławę efektywny symbol trafił pod bhutańskie strzechy i tak zostało do dziś.
Kilka godzin później trafiamy do Świątyni Czime, którą niegdyś poświęcił ów Szalony Mnich. Na ołtarzu leżą dwa pokaźne przyrodzenia. Do miejsca tego pielgrzymują kobiety, które nie mogą mieć dzieci. Lama dotykając głowy dwoma świętymi przedmiotami o znajomym kształcie, błogosławi kobietę, a ta odchodzi z nadzieją, że niebawem powije potomka.

Świątynia Czime


Ze Świątyni Czime wracamy przez malownicze ryżowe pola, zatrzymując się przy maleńkich buddyjskich kapliczkach. To zapowiedź kolejnego punktu na naszej mapie. Dzong w Punakha leży na wąskim pasie lądu, u zbiegu dwóch rzek i wygląda jak wielki okręt.



To miejsce koronacji pierwszego Króla Bhutanu. Tutaj również umieszczonych jest najwięcej relikwii, bardzo świętych dla buddyzmu. Jest to też zimowa siedziba głównego w Bhutanie klasztoru buddyjskiego. Mnisi przenoszą się do klasztoru na zimę, bo tu, są one wyjątkowo łagodne, a latem wyjeżdżają do innych klasztorów, bo wtedy jest tu bardzo gorąco.

Podróżując po kraju słowa niezwykły, cudowny, magiczny, piękny można powtarzać stale. W Punakha spędzamy resztę dnia na kontemplacji widoków i urokliwego klimatu miejsca. Na pobliskim płocie przysiada kruk (kolejny narodowy symbol Bhutanu), przekrzywia łepek i obserwuje razem z nami, jakby też był urzeczony rajskim krajobrazem.




Widok kruka przypomina nam o jeszcze jednym narodowym symbolu tego kraju. 


O takinie. Bhutańska legenda mówi o pochodzeniu takina. 
Kiedy Bóg ukończył dzieło tworzenia wszystkich istot na Ziemi, zostało mu jeszcze dużo przypadkowych resztek, z nich właśnie powstał takin: z głową kozy, nosem łosia, ciałem krowy i uszami konia. Takin naukowo sklasyfikowany jest jako kozo-antylopa. Samica waży od 200 do 500 kg, a samiec od 400 do 1000 kg.


W tradycyjnej medycynie bhutańskiej mięso tego zwierzęcia było bardzo cenione, danie z niego podobno mogło postawić na nogi umierającego. Oczywiście obecnie takin jest w Bhutanie pod ochroną.
Musicie go koniecznie zobaczyć*, jest słodki, a jednocześnie dostojny.

Podróżując zatrzymujemy się w wielu buddyjskich klasztorach, aby obejrzeć te przepięknie zdobione i malowane budowle. 



Czterech Przyjaciół - bajkę o Czterech Przyjaciołach znajdziecie tutaj:  http://miskiadventureteam.blogspot.com/2015/07/bajka-o-czterech-przyjacioach.html






Na dziedzińcu jednej ze Świątyń obserwujemy niecodzienny rytuał. Starsza kobieta rzuca dwukrotnie kostką do gry. Następnie mnich ze zmurszałych karteczek odczytuje jej kilka zdań i tłumaczy coś cierpliwie. To nie gra, to wróżba Mo. Specjalny zestaw składa się z kości na której bokach wyrzeźbione są sylaby-mantry oraz 36 kart z tradycyjnymi tybetańskimi symbolami, które są ilustracją do poszczególnych wyroczni. Podstawowa wróżba Mo dzieli się na kilkanaście kategorii odpowiedzi dotyczących , m.in. 1) rodziny, posiadłości i życia, 2) celów i zamiarów, 3) przyjaciół i majątku, 4) wrogów, 5) gości, 6) chorób, 7) złych duchów itd. By uzyskać odpowiedź na zadawane pytania należy dwukrotnie rzucić kostką, a potem zestawiając otrzymane sylaby odszukać na kartach właściwą interpretację. Staruszka uśmiecha się szeroko, wydaje się, że wróżba wypadła bardzo pomyślnie. My nie możemy skorzystać z rad wyroczni, aby zrozumieć objaśnienia do Mo, należy wcześniej medytować i modlić się odmawiając mantrę, której poszczególne sylaby znajdują się na ściankach kości Mo.





Zauroczeni wróżebną ceremonią ruszamy w dalszą podróż do granicy z Indiami. Po drodze mijamy jedynie gęste lasy porośnięte tzw. trawą hiszpańską. Wygląda jak anielskie włosy zawieszone na bożonarodzeniowej choince. Jest pięknie, coś niebieskiego majaczy na zboczu skały. To jeszcze jeden narodowy symbol – niebieski mak. Dostaliśmy na pożegnanie wielki prezent. To rzadki kwiat i niełatwo go zobaczyć w górzystym terenie.


Przed zakończeniem podróży po Krainie Grzmiącego Smoka udamy się jeszcze do bhutańskiego lekarza. Nie dlatego, że nam coś dolega, interesuje nas medycyna niekonwencjonalna, a Bhutan bywa nazywany “ Krajem leczniczych ziół”. Początki medycyny sięgają tu VIII wieku, a wiele lekarstw przygotowywanych jest na bazie roślin, minerałów i substancji zwierzęcych. Diagnoza stawiana jest na podstawie badania pulsu, języka, niekiedy wyglądu moczu i wywiadu przeprowadzonego z pacjentem. We wspomnianej medycynie uważa się, że choroby wynikają z destabilizacji organizmu spowodowanej złym odżywianiem, niezgodnym z cyklem pór roku, złymi uczynkami, złymi duchami i złym trybem życia. Chyba niej jest z nami tak źle. Od lekarza dostajemy jedynie zioła na wzmocnienie i zalecenia dotyczące prawidłowego odżywiania. Ta wizyta była fantastycznym przeżyciem, a lekarz emanował tak niezwykłą energią, która wypełniała przestrzeń wokół nas, że tylko dla tego przeżycia warto było przyjechać do Bhutanu.











Żegnamy ten magiczny, rajski kraj o kryształowym powietrzu z imponującą architekturą, pasjonującą religią i niesamowitą sztuką. Kraj w którym nie spotkasz żebraków, kradzieże są rzadkie, a twoje bezpieczeństwo pewne. I mimo, że smok jest coraz bardziej głodny nowoczesności, Bhutan nadal jest Szangri La, czyli mitycznym rajem ukrytym w sercu gór.


Informacje praktyczne:

Stolica: Thimphu. Inne większe miasta: Paro, Punakha, Trongsa, Bumthang, Mongar, Tashigang
Powierzchnia: 39 tys. km², ludność: 745153 tys.
Język urzędowy: dzongkha, używany jest też angielski
Waluta: Ngultrum, 1 zł PLN = 16,79 BTN, przyjmowane są również dolary, uwaga wydane po 2000 roku





Kiedy

Od połowy marca do końca kwietnia, jednak wtedy tylko przy dużym szczęściu można oglądać Himalaje, praktycznie jest to niemożliwe. Od połowy października do końca listopada, niebo jest przejrzyste i można cieszyć się piękną pogodą i niezwykłymi krajobrazami.

Wiza i inne opłaty

Koszt 40$. Uwaga o wizę należy aplikować przez internet min. 30 dni przed planowanym terminem wjazdu. Potwierdzenie otrzymujemy mailem tzw: „visa clearance number”, drukujemy i na podstawie tego dokumentu na lotnisku wklejana jest wiza.
Ważne: w miesiącach I, II, VI,VII,VIII i XII płacimy za każdy dzień pobytu w Bhutanie 200$, a w miesiącach III, IV, V i IX,X,XI 250$ za dzień. W tej kwocie jest całodniowe wyżywienie, hotele, przewodnik, transport, bilety do muzeów, parków itd. Cena nie obejmuje opłat za bilet lotniczy i oczywiście zakupów pamiątek.
Minimalna grupa to 3 osoby.
Może warto zatem zdać się na agencję podróży lub agencję zapraszającą.

Dojazd

Najwygodniej samolotem z Bangladeszu, Bangkoku, Nepalu, Indii. Sprawdź na: www.bhutanairway.com Uwaga: nie kupimy biletu bez „visa clearnce number”.

Jedzenie

Kuchnia oferuje dania indyjskie, chińskie, zachodnie i bhutańskie, a potrawom zawsze towarzyszy ryż. Papryka w każdej postaci jest w serwowanych daniach wszechobecna.
Koniecznie trzeba zjeść narodową potrawę Bhutanu: ema datshi – danie z papryki chili i sera.









Warto wiedzieć

W Bhutanie panuje całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych, także na ulicy. Palić można w wyznaczonych miejscach, gdzieś w kącie i w hotelach.

Głowa jest uważana za najświętszą część ciała, zatem nie należy dotykać głowy drugiej osoby.

Zdrowie

Żadne szczepienia nie są obowiązkowe. Warto jednak zaszczepić się przeciw tężcowi i tyfusowi oraz przeciw żółtaczce typu A i B.

Ameby i lamblie są wszędzie. Nie należy pić nieprzegotowanej wody, ani wody z lodem.
Na terenie całego kraju występuje wścieklizna, którą trudno jest zwalczyć ze względu na dużą ilość bezpańskich psów.

Średnia wysokość nad poziomem morza odwiedzanych regionów to 2300 m. Należy pić dużo wody, ponieważ organizm szybciej się odwadnia. Osoby chore na nadciśnienie lub z chorobami serca obowiązkowo powinny przed podróżą skonsultować się z lekarzem.
Jeśli pojawią się silne zawroty, ból głowy czy nudności należy jak najszybciej zejść niżej. Nie zawsze jest to możliwe, ale koniecznie powiadom o bardzo złym samopoczuciu swojego przewodnika. Pamiętaj, że choroba wysokościowa może doprowadzić do śmierci, nie należy zatem bagatelizować w/w objawów.

Zakupy

Warto kupić:
  • znaczki pocztowe, na pamiątkę lub na sprzedaż (uwaga: należy się wcześniej zorientować, które znaczki sprzedamy po powrocie z dużym zyskiem);
  • kadzidła, przedmioty kultu;
  • piękne tkaniny ręcznie tkane z jedwabiu;
  • maski;

Adresy:

Najbliższa Ambasada Polski jest w stolicy Indii – Delhi.

Strony www


Poczuj klimat

Mały Budda film Bernardo Bertolucciego z 1993 roku